Kiedyś widziałam, pod pierwszym i jedynym wtedy McDonaldem w Warszawie, chłopaka z różą w reku. Obserwowałam go przez szybę.
Był ubrany schludnie, ale w turecki sweter. Widać, że się denerwował spotkaniem, ale starał się wyglądać najlepiej.  Stał dobre 40 minut. Potem wyrzucił różę do śmieci i odszedł ze spuszczoną głową. Nigdy tego nie zapomnę.